piątek, 23 listopada 2012

Rock for people...

...5 godzin jechania, 5 godzin czekania... później trochę powiało, pokapało, i tyle...
Wyjazd na festiwal zapowiadał się wyśmienicie. Towarzystwo, kapele (min. Refused, Faith no more), no tego dnia nic lepszego nie mogło się przydarzyć... nie mogło i się nie przydarzyło, nie lepszego. Po długiej jeździe, przekonaniu ochroniarzy że moja Praktica  Super TL, to nie jest profesjonalny aparat, dostaliśmy się na teren lotniska, gdzie odbywał się już któryś raz z kolei Rock for people. Ogólnie dużo ludzi, kilka scen - DUŻO MUZYKI - piwo jak to piwo, byle było zimne, dało się wypić i spokojnie poleżeć na trawce... O 18 jakiś czech wypierdział ze sceny że refused nie będzie, a już na pewno nie o 18, może o 22... Chłopaki mieli jakieś problemy z "dojazdem" na teren...OK najwyżej poskaczemy trochę później i nie pod główną sceną tylko w namiocie. W oczekiwaniu na FNM kolejne browary, leżenie na trawie itp., do czasu kiedy z oddali powitała nas burza. "Tak się nagle zachmurzyło...", najpierw zerwał się wiatr, chwile później ulewa, a razem z nią pioruny i grad? - jak w bajce. Nie wiem gdzie pochowali się ci wszyscy ludzie, ja znalazłem kawałek w namiocie z browarem... trwało to może z 30 min., i lotnisko zmieniło się w pływalnisko, podobnież jak nasz narodowy :). I to był koniec, ochrona poinformowała wszystkich - w tym i mnie, choć ja kompletnie nie rozumiałem o czym on do mnie -  ukrywających się w najmniejszych zakamarkach, że możemy iść do domu, bo więcej atrakcji już tego dnia nie zobaczymy, a ja już na pewno nie na festiwalowych scenach. Droga do auta przez bagno trwała przynajmniej godzinę, kolejne dwie to czas kompletowania załogi, a następne kilka to droga krzyżowa kierujących... Po wszystkim pozostała jedynie złość i tych kilka zdjęć (+2 różowe peleryny przeciwdeszczowe, i "materac" hmmmm taki na komórkowca).


Hradec Králové - Czechy lipiec 2012





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz